14 lut 2016

Trzynasty

Dla kochanej Kate i każdej czytelniczki, która ma swojego crusha...
Bo ja nie mam.

Tata nie zrozumiał, że był nietaktowny i znów mówił:
- No wiesz, tatusia mamusi. Naszego sąsiada, byłego aktora komediowego, świetnego filologa i psychologa. Taki się towarzyski na stare lata stał i… 
- Koniec, Gregory - powiedziała Karen takim tonem, że tata natychmiast zamilkł. - Myślę, że czas na nas. - Patrzy na mnie porozumiewawczo, wyprowadzając moją siostrę i ojca z kuchni.
Victoria patrzy Christiana, który jest bardzo blady. Widocznie nic jej o tym nie powiedzieli. 
- Zamierzałem… - westchnął - ja i rodzice, i dziadek, zamierzaliśmy ci o tym powiedzieć. - Nie odpowiedziała, więc ciągnął dalej: - Przypadkiem poznałem go kilka lat temu. Mama zawsze mówiła, że dziadek nie żyje, tata nic nie mówił. Ja też tak myślałem, dopóki… nie podszedł do mnie, gdy czekałem na autobus - to było w szóstej klasie. Od tego czasu polubiłem go, był trochę zgorzkniały, a to pierwsze spotkanie nie było zbyt miłe, ale mimo to go polubiłem. To trwało kilka miesięcy, kiedy nie mówiłem nikomu, gdzie idę, gdy mówię, że do Scootera.  - Spojrzał na mnie. - I wreszcie nastąpiło to… powiedział, kim jest naprawdę. - Zdecydowanie łatwiej mu było, gdy patrzył na mnie; jakby to do mnie mówił. Nie spuszczał ze mnie wzroku, lecz wiedziałam, że to Victoria potrzebuje wyjaśnień. To było zbyt wiele jak na osiemnastoletniego chłopca. - To było w ten weekend, gdy ty, Laura i Ashley pojechałyście z tatą na wycieczkę do Manchesteru. Mama otworzyła drzwi; nigdy nie zapomnę tego, jak zareagowała na jego  „witaj, Skylynn”. Oboje byliśmy w tak głębokim szoku, gdy dowiedzieliśmy się, że nazywa się Ian Alexander Paxton O’Neil i jest ojcem mojego ojca, czyli moim, i twoim, dziadkiem. Był kiedyś aktorem komediowym. Występował w Rosji, Hiszpanii, Niemczech, Białorusi i Grecji. Zagrał kilka ról w filmach w Liverpoolu i Manchesterze, ale nigdy nie w Stanach; nigdy o nim nie usłyszeliśmy, choć tam był wielkim aktorem. Wiele lat  temu pokłócił się z tatą i zerwali ze sobą kontakt. Dziadek odrzucił drugie nazwisko i pierwsze imię, stał sie Alexandrem Paxtonem - dla bliskich panem Keatingiem-  i odszedł z pracy. Tata był już wtedy w związku z mamą, a ty miałaś niebawem przyjść na świat. To wszystko się poplątało, a on - dziadek - był zbyt dumny by wyciągnąć rękę do swojego syna. Dopiero po latach zaczął to ode mnie, a potem pojednał się z mamą. Tata do dziś mu nie wybaczył; zabronił mi i mamie mówić ci o istnieniu dziadka. Nie chciał, żebyś go poznała. Mama zamierzała to zrobić mimo wszystko (zapoznać cię z nim), uważała, że sama zadecydujesz, czy chcesz go znaczy, gdy już będziesz starsza. Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób - zamilkł. Jego spojrzenie niebieskich oczu nie opuszczało moich. Oboje czekaliśmy na wybuch Victorii. Ale ona tylko opuściła głowę i patrzyła się w podłogę. On też ze smutkiem spuścił głowę. 
Przypatrywałam się tej scenie z niemniejszym przygnębieniem. Wokół unosiły się pyszne zapachy, na których woń normalnie wszystkim nam ciekłaby ślinka, a teraz jednak nikt nie zwracał uwagi na jedzenie. Z zamyśleniem obrzuciłam krótkim spojrzeniem aromatycznego kurczaka, rumieniącego się w piekarniku, piękny tort autorstwa Karen, który stał na stole w całej swej odsłonie i ślicznie udekorowane sałatki wegetariańskie. Wolałam to niż niezręczne gapienie się na tę dwójkę. 
Nie zamierzała się odzywać i im przerywać, bo to była ich rodzinna sprawa. Wzięła go za rękę i opiekuńczo uścisnęłam, posyłając mu blady uśmiech. Widocznie trochę go to pocieszyło, bo przynajmniej starał się udawać uśmiech, gdy zmusił się do tego pełnego smutku uniesienia kącików ust. 
Victoria podnosi głowę. Jej twarz cała jest we łzach, a włosy przykleiły się do niej. Ma trochę zaczerwienione, błyszące oczy. Kręci kilkakrotnie głową, jakby próbowała wyrzucić jakąś niesforną myśl z głowy. 
- Nie szkodzi. Ja... ja chyba chcę go poznać. 
Na moją twarz wypływa uśmiech. Victoria też się uśmiecha. Wyciąga ręce przed siebie. 
- No chodźcie tu do mnie, mordy wy moje. Niech was wyściskam. - Krzywi się i zabiera je z powrotem. - Jezu, ja naprawdę mam coś nie tak z główką. - Masuje skronie. 
- Oj, masz, masz. To u nas rodzinne - chichocze Christian. 
Uśmiecha się do mnie, a ja wiem, że mimo wielu tajemnic, które jeszcze może skrywać, jest naprawdę fantatsyczną osobą i nie przeszkadza mi to. Jest moim chłopakiem i kocham go. Nie ważne, co jeszcze może się stać.
- Chodźmy już. Karen chce jeszcze coś zrobić i będziemy jej przeszkadzać.

***

Kolacja.

Od dziś będę  nienawidzieć i kochać to słowo, a każda rzecz będzie mi przypominać najgorszy wieczór w moim życiu. Poprawka - najlepszy i najgorszy. W sumie to sama nie wiem, czy w większej mierze był dobry, czy raczej zły. Na pewno był smutny, pełen troski i przejmujący strachem. Był też wesoły, wzruszający i przyjemny. Ale nic co wiąże się ze śmiercią nie potrafi być do końca dobre. A nawet wcale, chyba że śmierć jest uzasadniona i przynosi ulgę.
- Tak chyba musiało być - szepcze Christian, przytulając policzek do mojego. 
Oboje nie wiemy, co o tym myśleć. Nikt nie wie, a zwłaszcza Daniel. Chłopak, który dobrą godzinę temu wtargnął do naszego życia, gdy policja przyprowadziła go w kajdankach do naszego domu (mówię o tym, który dzielę z Mass, Karen i tatą, nie z Christianem) i wygląda na to, że tu zostanie. 
Siedzi teraz na kanapie w naszym salonie w zarzuconej na ramiona bluzie taty i ze szklanką whisky w trzęsącej się dłoni. Na jego twarzy maluje się spokój, ale nienaturalna bladość twarzy i to, że nie może zapanować nad nerwami sprawia, że odkrywa przed nami swoje uczucia. Ale nie chce współczucia, choć naturalne dobro nakazuje nam zlitować się nad chłopcem, który nie miał teraz na świecie nikogo. Nikogo prócz siebie samego...
Daniel ma siedemnaście lat i nie powinien raczej pić alkoholu, ale po tym, co przeszedł przez ostatnie godziny, tata powiedział, że on tego potrzebuje. Chłopak trochę się krzywi, kiedy pije, ale widać, że mimo niespecjalnego upodobania do alkoholu, czuje się lepiej, że może czymś zająć ręce. Śmierć mamy musiała być dla niego wielkim ciosem. Tata wie, że tak właśnie było. Dotąd tego nie wiedziałam, ale Karen mówi, że od lat przyjaźnił się z rodziną Stone'ów (tzn. z rodziną Daniela) i chłopak był bardzo zżyty ze swoją rodzicielką. Najpierw umarł jego tata, a teraz znalazł swoją mamę całą we krwi. Policjanci przyprowadzili go do domu, bo pobił się z kolegą, a potem musieli go odciągać od zakrwawionych zwłok matki. Dlatego, gdy stanęli w naszych drzwiach z nastolatkiem we krwi i z rozcięciem na policzku i wardze i zaschłej krwi, Massie zlękła się bardzo i nieomal zemdlała - nie znosiła widoku krwi.
Tata nie wie, co dalej będzie z Danielem, ale na pewien czas u nas zostanie. Tak nakazuje mu honor i współczucie, oraz przywiązanie do niego i jego matki. Bowiem tata przyjaźnił sie z Richardem Stone'em - ojcem Daniela - na studiach i na łożu śmierci prosił by zajął się jego rodziną. Nigdy nie byłam tego świadkiem, ale gdy miałam osiem lat, podsłuchałam jak rozmawiał o tym z Karen. Tej nocy oni przesiedzieli w swoich objęciach w kuchni, a ja leżałam rozbudzona z otwartymi oczami i nie zasnęłam, dopóki światło w kuchni nie zgasło. Mieszkaliśmy wtedy w mniejszym parterowym domu, a mój i Massie pokoik znajdował się obok kuchni, i nie miał drzwi, by rodzice wiedzieli, co robimy. Mass miała pięć, prawie sześć lat i nie pamiętała tego, bo cały ten czas była u dziadków (rodziców Karen). 
Ja pamiętałam, a wspomnienia te odżyły we mnie ze zdwojoną siłą. Pamiętałam Richarda Stone'a jako schorowanego mężczyznę i jego żonę jako bladą, zrozpaczoną kobietę wyglądająco jak szkielet w długiej szyfonowej spódnicy. Byliśmy na pogrzebie przyjaciela taty, ale nigdy nie wiedziałam, że ten mężczyzna lata temu osierocił syna.
Rozpamiętywanie tego nie powodowało bólu, bo nigdy dobrze nie poznałam pana Stone, ale czułam zrozumienie i smutek względem siedemnastolatka. Ja miałam rodzinę (która miała sie wkrótce powiększyć), przyjaciół i kochającego chłopaka, a on... nie miał nikogo.
- Lauro, możesz pozwolić na chwilę do kuchni? - Karen zawołała mnie.
Spojrzałam na Christiana, a on przytaknął. Szepnęłam więc cichutko:
- Zagadaj go, jeśli możesz. - Kiwnął głową i uścisnął moją dłoń na pokrzepienie.
Wyszłam nie oglądając się za siebie. Poszłąm do kuchni, gdzie Massie i Maddie sprzątały. Victoria była w ogrodzie z dziadkiem, z którym złapała niezły kontakt i rozprawiali trochę o miejscach, które pan Keating zwiedził, i w których mieszkał. Wyszli kilka minut temu by nikomu nie przeszkadzać, co Victoria mi powiedziała. Daniel potrzebował przecież teraz chwili spokoju, a podczas takiego przyjęcia nie mógł go zaznać. Mimo że nie odwołaliśmy go, goście ulotnili się szybko rozumiejąc powagę sytuacji.
Przyjrzałam się przez chwilę Massie, która wyglądała na wciąż głęboko wstrząśniętą. To ona otworzyła drzwi, gdy policjanci przyprowadzili skutego chłopaka z krwią w każdym możliwym miejscu. Jej okrzyk przerażenia wciąż rozbrzmiewał mi w uszach, podczas gdy dwadzieścia minut potrzebowała na uspokojenie. 
Karen i tata stali w drzwiach kuchennych. Byli przytuleni i zatroskani. Podeszłam do nich niepewnie.
- Karen, chyba chciałaś ze mną rozmawiać.
Kobieta spogląda na mnie, ale to tata się odzywa:
- Nie, to ja chciałem z tobą rozmawiać, skarbie.
- Kanał, co? - pytam żartobliwie.
Tata wzdycha. Karen uśmeicha się słabo i idzie w drugą stronę.
- Ten chłopak to mój chrześniak. W dniu śmierci Richard wymógł na mnie obietnicę; jeśli coś stałoby się Tii, zanim jego syn nie stanie się dorosły, to ja miałem się nim zająć. Daniel ma trudny charakter, jest problemowym chłopcem, ale pod tym pancerzem, któy zbudował bije serce dobrego człowieka. Został sam na świecie i myślę, że przyda mu się towarzystwo. Chodził wcześniej z Massie do szkoły, ale nie wydaje mi się by to był dobry pomysł. Zaraz będą wakacje, ale on musi dalej chodzić do szkoły. Myślę, że twoje liceum mu wystarczy. I jeszcze jedno: on tu teraz będzie mieszkał. Zostnie mu jeszcze jeden rok nauki i matura, a ja mam teraz nad nim pieczę, więc będzie to nieuniknione. Przykro mi, kochanie, ale nie mam zamiaru pozwalać by pogrążył się w samotności w depresję. Traktujcie go jakby bym prawdziwym członkiem rodziny, a nie obcą osobą. Jest trudny, a teraz prawdpodobnie będzie jeszcze bardziej. Stracił matkę, nie ma już nikogo. Lauro, obiecaj mi to. Ty, Massie, też.
Massie została przyłapana na podsłuchiwaniu, dlatego zarumieniła się i wybąkała:
- Tak, tatku.
- Okej. Postaram się - przyznałam.
- Pysznie - uśmiechnął wypłynął na jego twarz. Westchnął i przeciągnął się. - Powinnaś wrócić do salonu, bo mimo że Christian to racjonalny chłopak, nerwy mogą mu puścić. Daniel bywa... niemiły.
Obudziłam się z chwilowej zadumy i wyszłam z kuchni, kierują się w stronę salonu. Tam siedział tylko Daniel Stone. Już nie trzymał szklanki whisky. Pusta stała na stoliku jakiś metr od niego. Zdziwiłam się, bo od ponad godziny nie upił nawet łyka whisky, a teraz pusta szklanka stała na stole, a on wpatrywał się we mnie swoimi piwnymi oczami. Brązowe włosy unosiły się nad jego czołem u nasady, końce trochę kręciły. Na przystojnej twarzy widniała oznaka zamyślenia.
- Hmm, przepraszam. Nie wiesz, gdzie poszedł Christian? Ten brunet, wiesz - zagaiłam niezręcznie.
- Tamten kretyn? - jego głos brzmiał niemal rozpaczliwie, jakby ta wzmianka sprawiła mu przykrość. A jednak był obraźliwy i bezczelny. - Chyba pieluchę poszedł zmienić. Straszny nudziarz z niego. Masz szluga? Strasznie chce mi się jarać.
Zatkało mnie, więc nie odpowiedziałam. Stałam tam i gapiłam się na niego z rozchylonymi ustami. Myślałam, że za chwilę usłyszę jakąś uwagę na temat tego, że tak się na niego patrzę. Jednak on przewrócił tylko oczami i wstał. Wyszedł i powtórzył swoje pytanie mojemu ojcu. Usłyszałam jego stłumiony głos, ale nie zrozumiałam ani słowa. Chwilę później zobaczyłam chłopaka wychodzącego z "paczką awaryjną" taty i zapalniczką na taras. Usiadłam na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach.
To będzie trudniejsze niż myślałam.

_________________________________

Prezent na walentynki! :) Wybaczcie, że tak długo, ale nie miałam internetu, a jak miałam, zapomniałam wstawić. Tak więc dziś wstawiam. Bo... ech... czy wy też jutro wracacie do szkoły? -,- Masakra jakaś. Trzy razy na 8.45 i do 15.00. 5 matematyk i 2 geografie. Umarłam i poszłam do piekła...
W grudniu (na święta) dostałam od taty nowego laptopa i byłam taka AWWW, bo tamten komputer to był złom i klawisze w nim nie działały, a tu wszystko działa! Tylko mama dalej nie chce na stałe internetu, bo teraz jak go mam albo czytam na czytniku e-booków książeczki albo piszę w wordpadzie. Tak, bo ten komputer nie ma worda, a subskrypcja na cztery lata kosztuje prawie siedemset złotych - zawsze pozostaje wgranie pirackiej wersji, ale po co, jeśli wordpad wystarcza? Może to nie wrod ze swoimi udoskonaleniami, ale zawsze coś. A i tak mnie na święta rozpieścili :) W styczniu niemal do Trust me nie zaglądałam, w połowie stycznia rozdział skończyłam i czternasty tylko trochę zaczęłam. Mam jednak nadzieję, że wkrótce zbliżę się do końca.
Jak myślicie, czy Daniel dużo napsoci? Z takim charakterkiem na pewno :) No i czy nasza parka roku długo ze sobą wytrzyma? Pozostają też inni bohaterowie i ich życie. Oni też przecież miewają problemy :) I wkrótce okaże się, jakie.
Z góry dziękuję za komentarze i życzę miłych powrotów do szkoły (a przynajmniej takich, żebyście bez jęków do niej wróciły, dziewczęta!) i czego tam sobie chcecie :)
Do zobaczenia wkrótce!
Wasza Tinka xx

5 komentarzy:

  1. Ja jestem w szkole juz od dwóch tygodni soł... :/
    Supi rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej, hej :D
    Znów mnie ktoś wyprzedził -,- Mam za wolny refleks :P
    Rozdział lekko... Zakręcony? Dziwny? Szczerze, nie do końca wiem jaki, bo się pogubiłam w pewnym momencie :/ Za dużo informacji na raz.
    Massie ^^ Też mi się robi słabo na widok krwi xD a na anatomii człowieka w zeszłym roku niemal na każdej lekcji musiałam wychodzić na dwór i się uspokajać, bo prawie mdlałam xD Tjaaa... A jak mi pobierają krew, to wymiotuję. Mój organizm taki genialny. No important.
    Daniel? Zdecydowanie dużo namiesza. Tylko mi Laristiany nie rozdzielaj, bo uduszę! I tak dość długo czekałam na rozdział.
    Walentynki nie dla mnie. Ja tam świętuję jutro dzień singla. Jestem sama i nie wstydzę się tego! XD
    Ty mi nawet o szkole nie przypominaj -,- Wielkopolskie miało dwa ostatnie tygodnie stycznia ferie. A teraz mam grafik zawalony sprawdzianami i kartkówkami. Plus polonistka się jeszcze na nas uwięła, bo dwie trzecie klasy dostało szmaty z klasówki. I karne kartkówki mamy na każdej lekcji -,- Cudnie po prostu.
    Ale chociaż poprawiłaś mi humor rozdziałem :D
    A teraz spadam. W czasie twojej nieobecności na bloggerze uzależniłam się od Teen Wolf. W dwa tygodnie obejrzeć 40 odcinków xD Nawet nie wiem, kiedy znajduję czas na odrabianie lekcji, jak od 7 do 15 lub 16.30 w szkole siedze -,-
    Pozdrawiam
    I obyś kiedyś znalazła tą swoją wymarzoną walentynkę *.*
    Kate xXx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział :)
    Wydaje mi się, że Daniel jeszcze sporo namiesza.
    A co do notki... Ja wróciłam do szkoły po feriach już 1 lutego, więc jakoś się przyzwyczaiłam. Nauki mam sporo + wypracowania, ale czas by przeczytać rozdział i go skomentować zawsze znajdę.
    I nie martw się, ja też nie mam crusha ;)
    Pozdrawiam i czekam na next <3
    P.S. Odezwij się jak będziesz miała chwilkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział!
    Od niedawna czytam twój blog i muszę Ci powiedzieć, że coraz bardziej mnie zaciekawiasz. :)
    Świetnie piszesz. Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Małe, kochane cudeńko <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do działania, więc zrób mi tę przyjemność i pozwól, by na mojej twarzy zakwitł uśmiech ;)

Obserwatorzy