Z dedykacją dla M.
Nie zdradzę, kim jesteś, ale uwielbiam cię
-
Słucham? – zapytał. Przygryzłam mocno wargę. Teraz już nie mam wyjścia i muszę
w to brnąć do końca. Chciałam mieć czyste sumienie, więc muszę powiedzieć
wszystko.
-
Dobrze słyszałeś. Powiedziałam: kocham cię. Jeśli chcesz mogę przeliterować.
Zapadła
cisza podczas której zastanawiałam się, czy to możliwe, ze właśnie teraz
wybuchnie śmiechem, a ja rozpłaczę się i ucieknę do domu. Zacisnęłam zęby
czekając aż się odezwie.
-
Boże, powiedź, że to jeden z tych moich głupich snów. - Spojrzał w rozgwieżdżone
niebo. - Wiesz, że wszystko zepsułaś? Właśnie myślałem o tym, jakim jestem
tchórzem. Że nie umiem ci powiedzieć tego, że im bardziej pokazujesz, jaka
jesteś cudowna, tym bardziej się w tobie zakochuję. Miałem iść do domu i walił
głową w ścianę tak długo aż zrozumiem, że znowu stchórzyłem. Jestem idiotą, bo
wcale nie zasługuję na to, żebyś mi to mówiła, a jednak tak jest. Nawet nie
pamiętam, kiedy… Chyba wtedy, kiedy ty, ja i Victoria oglądaliśmy „Blair Witch
Project”. Rzuciłaś we mnie popcornem, a wtedy chyba już wiedziałem, że nie będę
miał z tobą łatwo. I wiesz co? Obiecuję ci, że będę się starał, żeby nigdy cię
nie skrzywdzić, i żeby nikt inny tego nie zrobił. Jeśli tylko zgodzisz się być
moją dziewczyną.
Otworzyłam
usta ze zdziwienia. Czy ja… czy ja właśnie umarłam? Jeśli to nie jest sen, j
powiedziałam mu, że jestem w nim zakochana. A on przyznał, że zakochał się we
mnie z chwili, kiedy rzuciłam w niego garścią popcornu podczas sensu horroru.
Wydaje mi się, że właśnie śnię. Jest mi tak dobrze, że wydaje się być zbyt
idealnie. Więc… Jeśli to jest umieranie to umieranie z miłości jest piękne. I
nie wyobrażam sobie bardziej romantycznej chwili w życiu.
-
Myślę, że da się to zrobić – szepnęłam. Wydawało mi się, że zaraz zemdleję albo
zacznę piszczeć. Nie umiałam ułożyć sensownego zdania, które byłoby godne
szesnastolatki, która właśnie przeżywała jedną z ważniejszych chwili w swoim
życiu. Bo co byłoby lepsze niż to, że chłopak, u którego jak ci się wydawało
nie masz szans, wyznał ci, że zakochał się w tobie pierwszy. I tak samo jak ty
bał się powiedzieć, co czuje. Nawet w filmach wydawało się to nie być takie
magiczne. Bo aktorzy grali zakochanych w sobie, a scenariusz był przemyślany.
My nie graliśmy zakochanych, po prostu nimi byliśmy. Nie znaliśmy też
scenariusza. Sami go pisaliśmy. Każda kolejna decyzja kreowała nasze życie i
przygotowywała dla nas niespodzianki. Decyzje, które podejmowaliśmy dziś,
wpływały na obraz jutra. Przyszłość wciąż nie była ukształtowana. Tylko
czekała, by ją uzupełnić. Uzupełnieniem tego był pocałunek. Powolny, delikatny.
Zamykając oczy i otaczając rękami jego szyję, czując jego ręce na mojej talii i
usta na moich wiedziałam, że wybrałam dobrze. Czekanie czasem jest dobre.
Zwłaszcza, kiedy cierpliwi zostają wynagrodzeni w odpowiedni dla nich sposób.
Ja zostałam wynagrodzona za czekanie, a także za to, że nie bałam się
powiedzieć prawdy.
***
Gdy
następnego dnia budzik zadzwonił punktualnie o szóstej rano wiedziałam, że nawet
to, że dziś jest środa, a ja muszę się zmierzyć z dwoma matematykami z samego
rana, nauczycielką, która kocha się nade mną znęcać, i z drwinami Natalie
McCasey, a także z kartkówką z chemii, ale teraz to nie wydawało się takie
straszne. Nie mogłam się wręcz doczekać tego dnia. Zastanawiałam się czy to, że
zostałam wczoraj (a tak naprawdę dzisiaj) najszczęśliwszą dziewczyną na
świecie, co wiązało się z tym, że nareszcie powiedziałam chłopakowi, którego
kocham, co do niego czuję, a on całował mnie jeszcze co najmniej dwadzieścia
minut, przytulając mnie przez cały czas. Chciałam się o tym jak najszybciej
przekonać. Wyskoczyłam z łóżka i poszłam do pokoju Massie, by ją obudzić.
Zerwała się z łóżka niemal tak entuzjastycznie jak ja. Od razu wzięłam
prysznic, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Nie zapomniałam też o Massie i
zrobiłam jej tosty z dżemem i kakao na zimno. Pamiętałam też o nakarmieniu
Rory’ego, który nie zje śniadania, jeśli nie potraktuje się go jak członka
rodziny i nie postawi mu się na stole talerzyka z ziarnami. Rozrzuca później
łupiny nasion po podłodze i wokół siebie, ale przecież to tylko ptak. Ukochany
ptak mojej młodszej siostry. Massie go kocha, więc ja muszę tolerować to
wstrętne ptaszysko, które czasem się przydaje.
Czasem.
Massie
kończy dopijanie kakao, kiedy słyszymy dzwonek do drzwi.
-
Dziesięć po siódmej - mówi dziewczynka,
spoglądając na zegarek. - Ja posprzątam ze stołu, a ty otwórz drzwi.
Kiwam
posłusznie głową i poprawiam sukienkę. Nie mam pojęcia, kto to, ale na pewno
nie Christin. Umówiliśmy się na siódmą dwadzieścia. On nigdy nie przychodzi ani
za wcześnie, ani za późno. Jest punktualny jak cholera. Założę się, że równo o
siódmej dwudzieści pięć usłyszę dzwonek do drzwi. Ta jego punktualność trochę
mnie przeraża. No ale tak właśnie jest, kiedy twój chłopak jest perfekcjonistą.
Muszę chyba go oduczyć tego palenia, bo odziedziczył je po swoim nieznośnym
dziadku, który jest moim sąsiadem. Muszę też odwiedzić pana Keatinga, bo
obiecałam mu to wczoraj. Wczoraj jednak miałam zbyt wiele na głowie, by móc go
odwiedzić. Ciekawe, jak zareaguje na wiadomość o ciąży Karen. Może należy mu
powiedzieć dopiero na kolacji? A co z Tori? Mam czekać z tym by ją poinformować
o tym, że chodzę od dokładnie sześciu godzin, trzydziestu ośmiu minuty i
iluśtam sekund z jej bratem? To skomplikowane, więc najpierw zajmę się
otwieraniem drzwi.
To
jeszcze umiem zrobić.
Wchodzę
do przedpokoju i przekręcam klucz w drzwiach.
-
Och, cześć… Charlie? - mówię niepewnie na widok listonosza.
Chłopak
uśmiecha się delikatnie.
-
Dzień dobry - mówi nieśmiało. - Mam listy dla pani Karen.
-
Karen nie może ich odebrać, bo nie ma jej. Jednak chyba nie zaszkodzi, jeśli ja
to zrobię. Prawda?
Kiwa
powoli głową na potwierdzenie moich słów.
-
Tak, chyba nie. - Podaje mi listy i formularz do podpisania.
-
Hej, ty nie chodzisz czasem do mojej szkoły? - zagaiłam.
-
Hmm, tak, chodzimy ze sobą do szkoły - wymamrotał patrząc sobie na buty.
Wydawało
mi się to dziwne, że jest taki nieśmiały. Pamiętam, że chyba w tym roku chodził
do trzeciej klasy. W tej chwili postanowiłam sobie, że będę go obserwować.
Zobaczę z kim się przyjaźni, jak się zachowuje w szkole. Nie wydawało mi się,
by to moja osoba tak go onieśmielała. Poprzednim razem był nieco bardziej
przystępny, jednak wciąż niezbyt rozmowny. Może dlatego, że była z nami Karen.
-
To świetnie - uśmiechnęłam się do niego. - Może spotkamy się w szkole.
-
Może - przyznał cicho. Spojrzał na mnie z dziwnie zadumanym wyrazem twarzy. -
Muszę już iść.
-
Rozumiem. Pewnie kumple na ciebie czekają.
-
Hmm, tak – powiedział schodząc po schodkach. Odwrócił się i skinął mi głową. - Cześć.
-
Do zobaczenia! - zawołałam za nim.
***
Miałam
wrażenie, że w tej chwili jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Za
chwilę może się okazać, że jest odwrotnie. Na przykład dlatego, że kiedy tylko
weszłam do szkoły zostałam posłana do gabinetu dyrektora razem z Massie (którą
musiałam zabrać ze sobą do szkoły ze względu na to, że nikogo nie ma w domu).
To przez moje kolorowe włosy, wiem to. Najwyraźniej kolor moich włosów jest
ważniejszy niż to, że w tej szkole przemoc to norma. Wrzucanie
pierwszoklasistów do koszy na śmieci, wyśmiewanie się z innych i szydzenie
tylko dlatego, że twój ojciec nie jest prezesem jakiejś korporacji, ale
sklepikarzem. Okej, moje włosy to jedno, wyśmiewanie się z innych do drugie, tylko
dlaczego panna Stewart powiedziała, że się doigramy? Czemu powiedziała: MY? Nie
wiem, co o tym myśleć. Nigdy nie czułam się tak źle. Mam naprawdę złe
przeczucie, co do powodu moich odwiedzin w gabinecie dyrektora. Okej, nie
jestem jakimś aniołkiem, ale bez przesady… Można by powiedzieć, że jestem
pierworodną Lucyfera, bo już nie raz wylądowałam na dywaniku u dyrektora, ale
przysięgam, że tym razem nic nie zrobiłam. Przecież te włosy to przypadek, a
ostatnio nie miałam czasu, żeby narozrabiać; byłam zbyt zajęta wszystkimi
problemami tego świata, żeby rozrabiać i przeszkadzać. To trochę przykre, że
kiedy robię wszystko, jak wypadałoby robić, to też mam przechlapane na każdym kroku, i tylko ze
względu na to jaka jestem. Bo gdy tylko coś wydarzy się w szkole to jest moja
wina. No, zazwyczaj moja i Tori, bo my zawsze rozrabiamy razem… Kurde, kiedy ja
jej powiem, że ja i jej brat ze sobą chodzimy? Czwartoklasista chodzący z
drugoklasistką i facet moich marzeń w dodatku. On jest idealny, a ja, no cóż…
Ja to po prostu ja. A on jest idealny. Taki nie dla mnie. Mimo to jednak jest
moim chłopakiem, a ja wciąż nie mogę się z tego otrząsnąć.
-
Panno Stark.
Och,
przyszedł dyrektor Sullivan. Nie jest zadowolony, że mam fioletowe włosy. A na
nim stoi Christian. Jego mina mówi mi zbyt wiele; wiele więcej niż bym chciała.
O mój boże. On wie o wagarach. On na pewno wie.
MAMY
PRZERĄBANE!!
-
Musimy porozmawiać o waszym zachowaniu… - powiedział tajemniczo dyrektor.
Okej,
to bardzo ciekawe. Zostaliśmy wezwani do gabinetu dyrektora, bo nie pojawiliśmy
się wczoraj u Jadena. A ja już umierałam ze strachu, że chodzi o WAGARY.
Cholera, my byliśmy na wagarach! Dlaczego nikogo to nie interesuje? Dlaczego
dyrek bardziej interesuje się okolicznościami i powodami, dla których nie
wypełniliśmy swojego zobowiązania wobec szkolnej gazetki i pana Wellingtona niż
to, że zamiast być w szkole paliliśmy i jeździliśmy z wytatuowanymi kolesiami w
obcisłych dżinsach? Okej, Christian palił, ja sobie jeździłam z Deanem. Ale
przecież dyrektora powinno to interesować! Trafianie do dyrektora i mówienie mu
o wczorajszym dniu spędzonym w szpitalu (i o wszystkim, co tego dotyczy) było
dziwne. Nie lubiłam zbytnio dyrektora Sullivana i jego sposobu porozumiewania
się z uczniami, i ani trochę nie lubiłam sekretarki – panny Stewart. Jednak
byłam zadowolona z tego, co nam powiedział dyrektor Sullivan. Nic nam nie zrobi
za to, że olaliśmy nasze funkcje w szkolnej gazetce. Pogratulował mi „ciepłej
posadki” naczelnej redaktorki i życzył nam miłego dnia. I potem do mnie
mrugnął. Mrugnął do mnie! Dyrektor Sullivan do mnie mrugnął!
Kiedy
wyszliśmy z gabinetu dyrektora, Christian miał dziwną minę. Spojrzał na mnie
tylko raz i rzucił:
-
Zobaczymy się na lunchu.
A
ja patrzyłam jak odchodzi korytarzem i znika za drzwiami sali biologicznej, i
poszłam na matematykę. Bo jakby na to nie patrzeć matematyka mnie nie ominie, a
Massie może narozrabiać i będę miała przechlapane.
Czas wrócić do teraźniejszości.
***
Nie
mogę się skupić na lekcji matematyki; jak zwykle z resztą. Zastanawiam się, jak
Victoria to przyjmie. Nie zanosiło się na coś takiego. Nigdy nie pomyślałam, że
w taki dziwny sposób powiem chłopakowi, że mi się podoba. I to niby ja jestem
odważna? Ja po prostu bałam się tego, że on wyjedzie na studia i znajdzie sobie
jakąś długonogą blond piękność, która zawróci mu w głowie, a ja będę cierpieć,
kiedy okażę się, że są zaręczeni. Cóż, jak widzicie, na razie jest „mój”, a życie
potrafi zaskakiwać. Zwłaszcza mnie. No bo spójrzcie… Mam szesnaście lat,
młodszą zwariowaną siostrę, piękną (i miłą) macochę, „młodzieżowego” tatę
wegetarianina, fioletowe włosy, chodzę z bratem mojej najlepszej przyjaciółki,
w którym kocham się od początku liceum, moim wrogiem jest dziewczyna, która
Robiła To ze studentami i nie boi się rozbierać przy innych dziewczynach w
szatni, no i przejmuję się tym, czy chłopak, który przynosi nam listy ma
przyjaciół. Czy to trochę nie za dużo jak na jedną osobę? W dodatku moją najbardziej zaufaną osobą jest mój sąsiad,
który jest też dziadkiem mojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki, a ja przez
długo czas opowiadałam mu o chłopaku, w którym jestem zakochana, a którego on
dobrze zna. Czy tyle nie wystarczy, by wysiadła komuś psychika? Myślę, że
prędzej czy później by się tak stało… Ale teraz jeszcze żyję.
Massie
siedzi ze mną w ławce i robi notatki z lekcji matematyki. Jest lepszą
słuchaczką niż ja, więc trochę skorzystam z tego, że notuje wszystko z
prędkością światła. Panna Irving, moja nauczycielka matematyki jest pod
wrażeniem jej umiejętności. Massie zawsze miała podzielną uwagę i jest wręcz
urodzonym geniuszem. Najlepsze było to, że Massie zdobyła sympatię znienawidzonej
przeze mnie nauczycielki (w dodatku z wzajemnością, jak widać) tym, jak
poprawnie rozwiązała zadanie z matematyki, tłumacząc, że potrzeba dobrego
nauczyciela, by otworzyć oczy i zobaczyć, że dziedzina matematyki ma tak
szerokie możliwości jak ludzka wyobraźnia, a w każdej dziedzinie zawarta jest
jej część bez której nie da się obejść. Panna Irving ocierała łzy swoją
drogocenną aksamitną chusteczką, którą ręcznie robiła na drutach. Mało się nie
udusiłam ze śmiechu, ale poważna mina Massie sprawiła, że poleciały mi łzy od
tego rechotu.
Naprawdę,
to była najlepsza lekcja matematyki w dziejach. Po prostu rozwiązywaliśmy
zadania ze zbioru, a Massie rozmawiała z panną Irving, która wręcz pękała ze śmiechu
po usłyszeniu słynnego żartu Massie o tym, jak szukała w parku Yellowstone
misia Yogi.
Ta,
boki zrywać. Szkoda, że się nie udusiła ze śmiechu.
Tak
tylko mówię…
-
Lauro, nigdy nie myślałam, że jesteśmy do siebie takie podobne - odezwała się,
gdy zadzwonił dzwonek. - Twoja młodsza siostra to obiecująca młoda osoba, którą
mam nadzieję, będę mogłam poznać bliżej.
Wciąż
ocierałam łzy po tym jak wybuchłam śmiechem na całą klasę i nie mogłam się nie
popłakać. To prostu za bardzo mnie rozśmieszyło. Patrzyłam więc na pannę Irving
wciąż załzawionymi oczami i nie wiedziałam, jak gładko wybrnąć z opresji.
Takie
lekcje moglibyśmy mieć codziennie.
-
Jeśli chce pani poznać Massie bliżej to zapraszam do nas w sobotę… Eee… Moja
mam… macocha organizuje takie małe przyjęcie przy kolacji. Pomyślałam, że może
będzie pani chciała przyjść – powiedziałam, nie wiedzieć czemu. Naprawdę mi już
odbiło, ale co tam. Czy nie żyje się tylko raz?
-
Och, Lauro – spojrzała na mnie zdziwiona. – Ja… ja z wielką przyjemnością
przyjdę. Bardzo ci dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
Właśnie
zaprosiłam znienawidzoną przez siebie nauczycielkę na kolację. Powinnam się
tego bać?
-
Nie ma za co, proszę pani.
________________________
Dawno mnie nie było, bo nie było internetu. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem :D Jeju, jak na razie jest nieźle. Oprócz tego, że zgubiłam piórnik, w którym miałam mnóstwo karteczek o jednym z chłopaków ze szkoły XDDD Tak to jest, kiedy przyjaciółka się zabuja. Hmm... Do następnego!
(Nieumiejąca rozsądnie zakończyć paplaniny)
Tinsley xx
Fantastyczny rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Laura i Christian wreszcie są razem.
Zgubiłaś piórnik - to chyba nie najgorzej?
Ale gdyby mi się coś takiego stało to nie wiem co bym zrobiła - mam go ze zdjęciem R5.
Twoja przyjaciółka się zabujała w jakimś chłopaku - przyznam się, że ja też (ale i tak nr 1 w moim sercu jest Ross).
Pozdrawiam, zapraszam do mnie i czekam na next <3
P.S. Pozdrowionka także od Rikeroholic.
Gdyby nie zawartość piórnika to pewnie bym się obeszła, ale bardzo się martwię tym, że ktoś może przeczytać to i owo, co jest napisane na karteczkach. To mnie martwi.
UsuńDziękuję za pozdrowienia i oczywiście odsyłam :*
Za tydzień koncert R5, więc życzę wam miłej zabawy :)
Dziękujemy :)
UsuńKoncert był udany mimo iż zespół nie rozdawał autografów.
Staliśmy na środku, z dobrym widokiem na Rossa.
Rikeroholic śpiewała i tańczyła rękoma jakby miała 10 lat mniej :)
Ja grzecznie nagrywałam cały koncert + DJ Rylanda, a mama załapała się na zdjęcie wstawione przez R5 na Twittera :)
Pozdrowionka <3
P.S. Nominowałam Cię do LBA.
Szczegóły: http://youlovewhoyoulove.blogspot.com/2015/10/lba-rikeroholic.html
Oooo *.* Laristiana. On się w niej podkochiwał. Wiedziałam! Po takim zachowaniu to nic innego nie można było wywnioskować =)
OdpowiedzUsuńNa miejscu Lau już dawno wylądowałabym w psychiatryku. Szczerze to i tak powinnam tam wylądować. Ale to bez związku xD
Jak. Można. Zaprosić. Nauczyciela. Do. Domu? Ona zgłupiała? Rozwalasz system Tinsley.
Ciekawe jak ona powie swojej najlepszej przyjaciółce, że chodzi z jej bratem... Hmmm...
Chciałabym Ci bardzo podziękować za to, że udało Ci się znaleźć czas (i internet) i wstawić rozdział. Takie miłe oderwanie od rzeczywistości. A jak ja jeszcze jestem chora to mam przerąbane -,- Więc jeszcze raz dziękuje ;)
Współczuje zguby. Ale może jeszcze się znajdzie xD
Pozdrawiam
Kate xXx
Także nie umiejaca sensownie skończyć XD
Gubiłam gorsze rzeczy xD To zawartość mnie martwi. Są tam kartki, których nikt NIGDY nie powinien móc przeczytać. Tak sie boje, że ktoś to znajdzie i przeczyta, że brzuch mnie boli. Jezu...
UsuńJestem głupia i tyle, co poradzić...
Hah, internety są niemal cudem XDD
Trochę to pogmatwałam, zrobiłam na szybko, bo chcę jeszcze wiele tu dodać, hahah.
Nie zdradzę nic :p
O boziu ja tu płaczę jak Laura na matmie xD
OdpowiedzUsuńSorry nie mogłam się powstrzymać :')
Ok super rozdział
No i czekam co będzie dalej....
.
.
.
.
.
Cholera jakaś głupia mucha mi tu lata :'c
Help me
Zostałaś nominowana do TB :* Więcej na http://love-do-way-you-lie.blogspot.com/2015/09/tb.html
OdpowiedzUsuńWohoo !! :* :D
OdpowiedzUsuńGubo :* :D hah Laristini ♥♡♥ Sweet :*
Chris o niej śnił no niezle hah :D
Już po histori z popcornem wiedzial , że nie bedzie łatwo hah :* (fajna opowiastka) :D
O co chodzi z tym listonoszem !? :) :o
Kim on jest wgl ?! :) :D I czemu Lau chce mu sie przygladac ? :D
Psychiatryk na raz !! :* ^^
Hah tez nie trawie MATRMATYKI ...
A teraz to czego nie ogarniam ! :D
Jak.Można.Zaprosic.Swoją.Nauczycielkę.Na.Kolacje.? :o :D --- :D
No dobra :* be czekac ... zeby zobaczyc co bedzie dzialo sie dalej :* :D
Fajnie że napisalas rozdział :* :* bardzo sie ciesze z tego powodu ♡♥ banan na twarzy :* ♥
Yyy tak troche bardzo lipa z tym piornikiem :* :D
Mam nadzieje ze go znajdziesz a jego zawartosc nie bedzie naruszona :D :* ♥
Pozdrawiam :D
Powodzenia :*
Wenyy :* :*
~Wampirek :*
hej zostałaś nominowana na moim blogu
OdpowiedzUsuńhttp://historiarauryiprady.blogspot.com/
czekam na next twojego bloga<333333333