Z dedykacją, dla każdego kto czekał na ten moment
Po
dotarciu do domu Jadena zadzwonił mój telefon, a mój sąsiad (z drugiej strony,
nie pan Keating) powiedział, że Karen zasłabła i że jest w szpitalu, a chwilę
po tej informacji Christian od razu pociągnął mnie z powrotem do samochodu. W
między czasie staliśmy w korku, kiedy cały czas waliłam ze złości w deskę
rozdzielczą i warczałam na kierowców „by ruszyli swoje szanowne tyłki, bo to
nie wakacje”. Trochę, tak odrobinę. Co ja mówię? Staliśmy w nim PÓŁTOREJ
GODZINY. W pół do dziewiętnastej dotarliśmy do szpitala. W recepcji powiedziano
nam, że Karen Stark zajmuje się lekarz. Zasłabła, ale teraz ma się lepiej, a o
resztę kazała zapytać lekarza. Zostaliśmy odesłani do doktora Martineza, na
trzecie piętro, gdzie leżała moja macocha. Kiedy już dotarliśmy na miejsce
(schodami, bo obie windy osobowe były zapchane ludźmi opuszczającymi już
szpital i woleliśmy iść na piechotę) i rozmawialiśmy z lekarzem, okazało się,
że mój tata i Massie już tu są. Myślałam, że umrę ze szczęścia. Christian
powiedział, że poczeka i usiadł na jednym z tych durnych plastikowych krzesełek
i zaczął się bawić swoim telefonem. Co miałam zrobić? Poszłam do Karen. Przez
ostatnie prawie dwie godziny martwiłam się o nią. Bałam się tego, co się
stanie. Omdlenia mogą oznaczać różne rzeczy. Nie muszą być od razu poważnymi
chorobami, ale nie można tego wykluczyć. Lekarz nie powiedział mi wiele, bo nie
mam osiemnastu lat, a mój tata już z nim rozmawiał (i dziwnie patrzył mi na
włosy…), więc postanowiłam, że może Karen mi powie, ale nie przypuszczałam,
tego o czym chcą nas z tatą poinformować. Gdy weszłam na salę i zobaczyłam całą
trójkę to myślałam, że mam zwidy. Massie i tata tutaj? Miałam ochotę zacząć
krzyczeć ze szczęścia, jednak pamiętając o tym, że jestem w szpitalu, a ludzie
tutaj przebywający potrzebują wypoczynku i spokoju, zwłaszcza moja macocha. Od
razu wyściskałam tatę i Massie, a Karen pocałowałam w policzek. Tata był nieco
zdziwiony, gdy zobaczył moje fioletowe włosy, bo nie wiedział o mojej „małej
wpadce”. Zadzwonił do mnie tak jak zawsze, kiedy jest w delegacji, by zapytać ,
co u mnie, jak w szkole, co u Tori.
Poprosiłam jednak i Massie, i Karen by zachowały tę informację aż do
najbliższego spotkania z tatą bym mogła mu to wytłumaczyć.
-
Lauro Anastasio Stark, na Boga, coś ty zrobiła z włosami?
-
Mała zmiana koloru, tatku - rzuciłam na powitanie. - Wszystko dzięki Massie,
która nie etykietuje swoich farb koloryzujących, które wlewa do opakowań po
szamponach. - Zgromiłam dziewczynkę wzrokiem. Zignorowała mnie.
-
To się nazywa kolor - powiedziała zachwycona Massie. - Jaką farbę użyłaś?
-
Nie mam pojęcia - przyznałam po chwili namysłu. - Wiem tylko tyle, że była w
opakowaniu po Garnier z soku z owoców cytrusów. Odbudowa i regeneracja… czy
jakoś tak. - Machnęłam ręką. - Jak się czujesz Karen? Pan Wheeton do mnie
zadzwonił. Wiesz, że prawie doprowadziłaś mnie do zawału?
-
Christian cię przywiózł? - zignorowała mnie. Skinęłam głową. Uśmiechnęła się
blado. - Poproś go tu. Chcę, żeby wiedział.
Uniosłam
brwi i zmierzyłam ją nieufnie spojrzeniem, ale nie skomentowałam tego ani
słowem. Wyszłam cicho na zewnątrz i machnęłam ręką na chłopaka.
-
Karen chce nam coś powiedzieć i prosi byś też przy tym był.
Spojrzał
na mnie pytająco, ale ja pokręciłam tylko głową, dając mu do zrozumienia, że
nie mam pojęcia o co chodzi. Wstał i spojrzał na mnie.
-
Panie przodem. - Otworzył przede mną drzwi i mrugnął.
-
Ty nie czujesz się dobrze... - Pokręciłam głową ze śmiechem i weszłam do sali.
Karen
przywitała się z chłopakiem, Massie uśmiechnęła się do niego, a tato uścisnął
mu dłoń. Widziałam to spojrzenie jakim go obrzucił. Christian też to zauważył, ale chyba mu to nie
przeszkadzało. Odwzajemnił się podobnym spojrzeniem, a tata parsknął. Poklepał
chłopaka po ramieniu i pokręcił głową z rozbawieniem. Niecierpliwiłam się już
trochę. Czy tylko ja nie wiedziałam, co tu się szykowało?
-
No to… dowiem się w końcu, co to za tajemnica? - zapytałam.
Karen
zaśmiała się, a tata dotknął jej dłoni. Uśmiechnęli się do siebie czule, a Massie
wypuściła głośno powietrze z ust i uniosła brwi, jakby chciała powiedzieć:
„zaraz się porzygam”. Parsknęłam, poprawiając opadające mi na twarz włosy za
ucho.
-
Mamy trzy wiadomości - zaczął powoli tata. - Więc najpierw zaczniemy od tej
mojej, zanim przejdziemy do pozostałych. Nie jest to jakaś wyjątkowa nowina, ale jestem
z tego niesamowicie dumy… Koniec z delegacjami. Awansowałem na stanowisko
dyrektora. Zostaję w mieście.
-
Gratuluję, panie Stark - odezwał się Christian z uśmiechem, a Karen wtuliła się
w tatę i westchnęła.
-
No to skoro się tak już informujemy - wtrąciła Massie - to ja też mm coś do
powiedzenia. Od następnego roku, kiedy już pójdę do liceum, będę uczyła się w
mieście. Mam dość ciągłego przyjeżdżania i wyjeżdżania. Tutaj jest moja
rodzina, moim przyjaciele, a poza tym jest kilka spraw, które chyba wymagają
mojej interwencji. - Ona i O’Neil chwilę mierzyli się spojrzeniami. Puściła mu
oczko, jakby ukradkiem, ale wiedziała, że wszyscy to widzimy. Westchnął. „Cwaniara”
- wymamrotał pod nosem, a dziewczynka uśmiechnęła się z tryumfem. - No i może
uda mi się w następnym roku szkolnym mieć więcej czasu dla mojej wielkiej
pasji. Obiecałam sobie, że kiedy ten burak - wskazała na Christiana - skończy
szkołę to zmuszę Wellingtona, by pozwolił mi się bawić w pstrykacza. Będę pykać
jedną po drugiej fotce tak długo aż nie będę fotografować dla „Tęczy”.
-
Zawsze uważałam, że to beznadziejna nazwa dla gazetki szkolnej - wtrąciłam. -
Aczkolwiek nie przeszkadza mi to, dopóki będę pisać dla gazetki teksty. -
Machnęłam ręką - ale nie ważne. Mówicie o wszystkim, tylko nie o tym co ważne.
Co z tobą Karen? Co takiego się stało, że zasłabłaś? Jesteś chora, tak? Proszę,
powiedź mi. Obiecuję, że zniosę wszystko - wyszeptałam. Czułam, że w moich oczach
zbierają się łzy.
„Tylko
nie mrugaj. Tylko nie mrugaj” - powtarzałam sobie w myślach. Nie chciałam się
teraz rozpłakać. To nie była pora, to nie było miejsce na to. Czułam jednak, że
wolałbym teraz uciec stąd. Bałam się w tej chwili, tego co mogę usłyszeć. Nie
byłam na siłach i nie chciałam. Nie chciałam się ośmieszać. Przecież raptem
jakiś metr ode mnie siedział chłopak, w którym bujałam się praktycznie od
zawsze. Może i była to ważna, może nawet krytyczna chwila, to jakaś część mnie
wiedziała, że życie po prostu lubi sobie z nas kpić. Tak czy inaczej, byłam
zrozpaczona tą myślą. A wiecie co zrobiła Karen? Ona po prostu wybuchnęła
śmiechem. Zaśmiała się chwilę, ale widząc moją zdezorientowaną minę i to, że
prawie płaczę, poklepała mnie po dłoni i uśmiechnęła się ciepło.
-
Kochanie, wzrusza mnie twoja troska o mnie. Nie, nie jestem chora. Czuję się
naprawdę dobrze. Po prostu dowiedziałam się, że marzenie twojego taty się
spełni. Kochanie, ja jestem w ciąży.
W
pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Słyszałam tylko ciche
westchnienia, śmiechy i piski. Tata przytulił ostrożnie Karen, Massie po raz
pierwszy nie odzywała się ani słowem, a ja spojrzałam z niedowierzaniem na
Christiana. Odwzajemnił moje spojrzenie i dotknął mojej dłoni. Na początku powoli,
jakby nieśmiało. Potem nieco odważniej przesunął kciukiem po przegubie mojej
dłoni, aż w końcu po prostu wziął mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Opuściłam
wzrok po krótkiej chwili i poczułam jak po moich plecach przebiegł przyjemny
dreszcz. Nikt nie zauważył tego gestu, ale ja go poczułam. Poczułam dotyk jego
dłoni tak jakbym miała nigdy więcej nie doświadczyć czegoś takiego. To było
takie nieoczekiwane i obezwładniające, że nawet nie ruszyłam się. Patrzyłam na
szpitalną pościel, którą okryta była moja macocha i zadumana przewiercałam ją
wzrokiem, jakbym próbowała sprawić, żeby znikła. Cóż, nie jestem Harry’m
Potterem i nie uczę się w Hogwarcie. Jestem Laura Stark i chyba właśnie
umieram. A jeśli to jest umieranie to proszę, niech trwa wiecznie.
***
Było
około jedenastej w nocy, kiedy wracałam już do domu. Massie zasnęła na tylnym
siedzeniu samochodu Christiana. Spojrzałam na jej spokojną twarz i uśmiechnęłam
się nieznacznie. Miała za sobą bardzo ciężki dzień, a ja bardzo się cieszę, że
przyjechała wcześniej. Obie miałyśmy za sobą sporo przeżyć dzisiejszego dnia,
nie dziwię się więc, że zasnęła. Godzina nie była już najwcześniejsza. O
jedenastej nawet ja zasypiam. Teraz też byłam zmęczona. Praktycznie rozłożyłam
się na siedzeniu, wpatrując się w światła kolejnych latarni, które mijaliśmy.
Myślałam o tym, co się stało. To był dziwne i przyjemne, kiedy wziął mnie za
rękę. Myślałam, że to ja tam zasłabnę. Byłam też zawiedziona, że kiedy zabrał
rękę to nie odezwał się do mnie już ani razu. Wydawało mi się, że tego żałował.
Przecież był świadomy tego, co się stało, a także tego, że mogłam sobie coś
ubzdurać. Miałam tą złudną nadzieję, że jednak, że może to coś więcej. Jednak
nic na to nie wskazywało. Nic nie dawało mi do myślenia na ten temat. Kiedy zatrzymał
się pod naszym domem, odpiął pas i spojrzał na mnie.
-
Otwórz drzwi, a ja wezmę Massie.
Kiwnęłam
głową w milczeniu i wysiadłam. Po omacku wyciągnęłam klucze z torebki,
upuszczając je na podjazd. „Świetnie” - pomyślałam ze złością. Wyjęłam swój
świecący długopis z laserem i znalazłam klucze. Odwróciłam się i zauważyłam, że
Massie wychodzi z samochodu o własnych siłach. Odwróciłam się w stronę domu i
szybkim krokiem pokonałam schody. Przekręciłam klucz w drzwiach dwa razy i
otworzyłam je przed zaspaną i markotną siostrą. Weszła do środka, a ja
spojrzałam na chłopaka i machnęłam na niego głową. Poczekał aż wejdę i zamknął
za nami drzwi. Massie poszła do kuchni. Odchrząknęłam, spoglądając na chłopaka.
-
Dzięki za podwiezienie. Jestem ci winna przysługę.
Wzruszył
ramionami wkładając ręce do kieszeni.
-
To drobiazg. Jeśli mogę jeszcze w czymś pomóc… Po prostu daj znać.
-
Będę pamiętać. - Uśmiechnęłam się. - Jeśli masz ochotę to usiądź w salonie i
poczekaj. Muszę się zająć Mass i zabrać tego papuga z mojego pokoju, skoro już
Massie jest - wyjaśniłam.
-
Okej, zaczekam.
Wyszłam
z holu i zawołałam Massie. Dziewczynka siedziała przy stole z nieprzytomną
miną.
-
Mass, pora spać. Jesteś zmęczona i jest późno.
-
Wiem - wymamrotała, podnosząc się z miejsca.
Zaprowadziłam
ją do jej pokoju i dałam piżamę. Pozwoliłam jej się przebrać, zabierając przy
okazji klatkę Rory’ego do pokoju mojej siostry. Lubiłam myśleć, że ta papuga,
której tak nie cierpiałam, jest dobrym stróżem mojej młodszej siostry. Chciałam
myśleć, że dopóki ta nieznośna papuga siedzi w klatce na jej nocnej szafce jest
niczym szczęśliwy amulet, który ją chroni. Papug był niezadowolony przenosinami
dał mi do zrozumienia, że jeszcze się policzymy, jednak kiedy zobaczył Massie
mało nie wyskoczył z klatki! Pisnęła szczęśliwa, kiedy wypuściłam Rory’ego, a
on usiadł jej na ręce. Głaskała mu delikatnie piórka, a on się nastroszył i
zaskrzeczał donośnie.
-
Jutro się z nim pobawisz, teraz spać.
Odpowiedziała
mi ziewnięciem.
-
Mhm… - Odstawiła ptaka do jego klatki i przymknęła drzwiczki.
-
Odłóż Rory’ego i idź spać. Dobranoc, Massie. - Pocałowałam ją w czoło i
nakryłam kołdrą.
-
Dobranoc, Lau.
Zgasiłam
światło i cicho wyszłam.
Śpij mój mały aniołku.
***
Jest
już po północy. Ja i Christian rozmawiamy, ale to nie jest nic zobowiązującego.
Taka lekka pogawędka kumpli. Gadamy o ostatnim meczu drużyny lacrosse, trochę o
muzyce. Oczywiście zgrabnie omijamy temat tego, co się stało w szpitalu.
Siedzimy na dwóch różnych końcach kanapy. Sama nie wiem, dlaczego, ale to
sprawia mi duży dyskomfort. Wydaje mi się, że jeśli tylko tworzę usta to powiem
coś niewłaściwego. Jeszcze wczoraj czułam się przy nim dosyć swobodnie, jak
tylko dziewczyna może czuć się swobodnie w obecności obiektu swoich uczuć.
Mogłam robić różne rzeczy, ale teraz nie. Siedziałam praktycznie przyciśnięta
do boku kanapy i wyłamywałam sobie z nerwów palce. Zegar tykał, a kolejne
sekundy i minuty mijały.
-
Chyba powinienem już iść - wtrąca w końcu. - Jutro przecież szkoła.
-
Hmm, tak. Pewnie jesteś zmęczony - próbuję nie powiedzieć czegoś
nieodpowiedniego.
-
Chyb trochę – przyznał. Zakryłam sobie usta, by stłumić ziewnięcie. – I jak
widać nie tylko ja.
-
To był długi dzień. Mam dość wrażeń jak na dziś – wyjaśniłam z nieznaczonym
uśmiechem. – Odprowadzę cię. Oczywiście, jeśli chcesz – dodałam.
Uśmiechnął
się i wyszedł. Nie wiedziałam, czy to znaczy tak, czy może jednak nie. Po
prostu poszłam za nim, myśląc o tym, dlaczego nie umiem go jakoś zatrzymać. Powiedzieć
mu… Przecież zawsze byłam odważna. Nie bałam się mówić prawdy. Dlaczego więc od
ponad roku zatrzymuję dla siebie tę prawdę? Dlaczego mu nie powiem, że go
kocham? Pan Keating kiedyś powiedział mi, że duszenie w sobie uczuć to nie jest
wyjście z sytuacji. Powinnam powiedzieć chłopkowi, który mi się podoba, co
czuję. Jeśli on nie będzie czuł tego samego i zwyczajnie da i do zrozumienia,
że nie jestem jego warta, wtedy powinnam dać sobie spokój. Jednak nie zamykać
się w sobie, a pokazać, co mógł mieć, a co stracił. W tej chwili bardzo się
bałam tego. Dawno się tak nie bałam. Ostatnim razem przy pierwszej komunii,
kiedy się wyspowiadałam. Myślałam, że zemdleję. Tak bardzo się denerwowałam, że
w ostatniej chwili chciałam uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Po
prostu to zrobiłam, a potem było mi lżej. Zrozumiałam, że wieczne uciekanie
jest bez sensu. Wszystko kiedyś musi mieć swój czas. Nie rozumiałam tego, ale
postanowiłam, że albo powiem mu teraz, a on mnie wyśmieje i pójdzie, albo nie
powiem mu nigdy i może kiedyś zrozumiem, że to błąd. Czułam się jakby serce
wpadł mi do brzucha.
Wyszedł
już na werandę. Był oświetlona, a ciemno żółte światło rzucało cień na jego
twarz. Wydawał mi się jeszcze przystojniejszy i tak poważny. Jego oczy już nie
były niebieskie, ale ciemnogranatowe.
Spojrzał na mnie tym nieprzeniknionym spojrzeniem, a ja znieruchomiałam.
Wydawało mi się, że zwykli ludzie nie mają możliwości, by zamienić kogoś w
kamień, ale w tej chwili tak właśnie było. Patrzyliśmy na siebie bez słowa. Nie
umiałam myśleć. Bałam się oddychać, poruszyć. Serce biło mi tak głośno, że
zagłuszało wszystko. Bałam się, że on też słyszy to jak bardzo się w tej chwili
boję.
-
Powinnaś chyba już wrócić do domu - powiedział niskim głosem.
-
Chyba i tak dziś nie zasnę - odpowiedziałam cicho. Przełknęłam ślinę i
spojrzałam na ciemny ogród. Cienie drzew wydawały się tak strasznie. Przeszły
mnie ciarki, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Potarłam lekko ramiona.
Było trochę chłodno, a ja byłam w cienkiej koszulce.
-
Zimno ci - zauważył. Zdjął bluzę i narzucił mi na ramiona. - Tak lepiej.
-
Nie musiałeś - rzuciłam zawstydzona. - Dziękuję.
Odetchnęłam.
Teraz było mi znacznie lepiej. Zapach jego perfum (już nie tony Drakkar Noir) i
ciepło materiału sprawiły, że mogłabym przesiedzieć tu całą noc. Więcej: całe
życie.
-
Dobrej nocy, Lauro - powiedział tylko. Odwrócił się i zszedł po schodach. Nie
szedł szybko, nie wyjeżdżał nigdzie, a wydawało mi się, że właśnie trać jedyną
szansę w życiu, by mu powiedzieć, co tak naprawdę dla mnie znaczy, co do niego
czuję. Obezwładniło mnie te dziwne uczucie strachu. Strachu przed nieznanym. Jeśli
nie powiem mu teraz, to zapewne więcej nie będzie takiej okazji.
-
Christian, zaczekaj.
Zatrzymał
się jakby w pół kroku i wydawało mi się, że on wie, co chcę powiedzieć. Albo po
prostu czeka, bo chce to usłyszeć. Pomyślałam sobie „teraz albo nigdy”.
Spojrzałam mu w oczy.
-
Kocham cię.
_________________________________
Chcieliście Laristianę, i Laristiana jest. Nie mam internetu. Teraz na szybko wstawiam. Rozdział 9 praktycznie napisany. Tylko dokończyć i wstawić. Jeśli się poszczęści to jeszcze we wrześniu wstawię, chyba, że internetu nie będzie. Nie wiem, jak będzie. Mama się uparła, że nie kupi następnego, więc mogę liczyć na to, że u kogoś skorzystam :( Mam tyle na głowie lekcji, dodatkowych testów, że aż się boję, a ksiądz nas straszy zaliczaniem i innymi rzeczami xd Życie jak w Madrycie normalnie...
O wow :) :*
OdpowiedzUsuńAle fajnie , że Karen jest w ciąży :) Nie spodziewałam się tego :) :* Ale w mojej głowie rozbrzmiewa pytaie ... Po co Karen chciała żeby Chris też wiedział o tym wszystkim ?? :) No cuż życie :) hah
Massi ty rudzielcu :* tzn. "CWANIARO" lubie cie :* hah :D i Tw papuge też :* ^^
Dobra teraz to najwazniejsze ...
WTF?! :o Chris ,Laura , jej ręka , jego ręka :o Co tu sie dzieje hah :* ale nie powiem ... jestem miło zaskoczona tym faktem :* ♥ Czyzby Christian tez poczuł coś do Lau ?! :o :* ;)
I jeszcze większe zaskoczenie :*
Woohoo ! :D wreszcie mu powiedziała :* przezwyciężyła STRACH :* oł yeah :)
Świetny rozdział :* :* mega :* no normalnie miód malina i jednorożce :* ;) hah :D
Tyle się w nim dzieje :) z jednej strony Karen :)
Z drogiej Massi :) :*
Z trzeciej Chris i jego ręka hah :*
No i świetne włosy Lau :* hah :)
Raczej to wszystko :* z nie cierpliwością czekam na nexta :D niech internety wracają :) :)
Nie boj sie :* myśl pozytywnie ... u mnie zazwyczaj to sie sprawdza hah :D :*
Życze wenyy :* :*
Do napisania :*
~tym razem dzienny wampir~ ♥ hah :*
OMG *.*
OdpowiedzUsuńNormalnie mnie zamurowało. *i tu taka reakcja - ja z szeroko otwatymi oczami i kopara do ziemi xD*
Tyle wątków, że trudno to ogarnąć. Musiałam, aż trzy razy czytać!
Na początek.
Karen. W ciąży. Wtf?! Będzie dzidziuś ;D Głosuję za dziewczynką! (To tak na marginesie ;D)
Ta scena w szpitalu. Chris ^^ On. Ją. Chwycił. Za. Rękę. No w końcu. Myślałam, że nadal będzie trząść portkami jak małe dziecko. Wreszcie się za siebie wziął.
Massie wróciła!!! *tu taki wyrzut rąk w górę* Kochamy Massie. Nie no. Ja tu serio mówię. Założę jej fanclub. Tobie też xD Massie - moje małe, wredne, rude coś :D O co tu biega z Chrisem. Czy ja o czymś nie wiem?
Tak mi się zdaje, że wszyscy wiedzą o co biega poza naszą główną bohaterką. Ranyyy. Ile tajemnic *.*
Chris Ty idioto! Tylko spróbuj jej powiedzieć, że Ci się nie podoba, to przyjadę i Ci wpie(cenzura)e! *facepalm* No chyba, że wróci Chris strachajło i ucieknie. No, ale mam nadzieję, że jednak zachowa godność.
Lau. Lau. Lau... Nasza dzielna dziewczynka. Jak tu będzie zawód miłosny to będę płakać.
A propos. To "Kocham Cię" było śliczne.
Laristiana. Hmmm... Szczerze - jeszcze się zastanawiam czy oni będą razem. Bo w głowie mam dziwne rzeczy... Więc ten...
Wyszło świetnie i czekam na więcej!
Będę tęskinić za Teacher, ale poczekam, bo na Ciebie warto :)
Mam nadzieję, że czytając mój komentarz na Twojej buźce pojawił się uśmiech, tak jak na mojej, gdy czytałam rozdział :) Bo takie drobne rzeczy sprawiają, że życie staje się lepsze :)
Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia w nowym (ale za to bardzo ważnym) roku szkolnym ;)
Papa
Kate xXx
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Karen jest w ciąży.
A ta ostatnia scena ~ taka urocza ♡
Laristiana ~ dobrze, że było ich tak dużo w tym rozdziale.
Pozdrawiam i czekam na next ♡
W jednym rozdziale zmieściło się wszystko co najważniejsze - ciąża, wątek miłosny, zabawny i nawet papużka :)
OdpowiedzUsuńKsiądz Cię straszy... - zły ksiądz ;) Naszą całą grupę przed bierzmowaniem zamknął na klucz w kościele. A potem się dziwi, że młodzież nie chce przychodzić xD
Pozdrawiam serdecznie, życzę powodzenia w szkole i oczywiście czekam na next :)
Z całego serca przepraszam cię za to, że piszę to pod rozdziałem, ale naprawdę nie wiem, w jakim innym miejscu mogłabym to zrobić, bo nie masz zakładki na spam (a przynajmniej ja nie znalazłam xd). Tak więc, chciałam cię serdecznie zaprosić na pierwszy rozdział mojej historii ^^ Wiesz, o czym jest blog, bo już tam byłaś, ale jako że pomyliłam daty prologu (zamiast 28. września, miało być 28, sierpnia ;p), to uznałam, że zaproszę cię tam jeszcze raz. ^^
OdpowiedzUsuńr5-wildheart.blogspot.com
Mam nadzieję, że wpadniesz i zaciekawi cię ta historia :) Jest już prolog i pierwszy rozdział ^^
A jeśli chodzi o Twojego bloga... Ja czytam tylko ff o R5, stąd też jeszcze u Cb nie zawitałam :/
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu oraz w szkole ;p
~JuLien
Świetny, szczególnie końcówka. Nie mogę się doczekać nexta :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://justlovemeraura.blogspot.ocm